TEMAT 1
Dobraliśmy się spontanicznie, nie znając się osobiście.
Uczestnicy: Ewa Sey (ES) – spod znaku Koziorożca, Paweł Zacher (PZ) i Jola Michałowska (JM) – oboje spod Ryb.
Na wstępie zadałam pytania o koszmary oraz, czy kiedykolwiek śnili o dinozaurach. Jola zaprzeczyła w obu przypadkach. Natomiast Paweł…
ES: Miałeś koszmary?
PZ: Hmm, czasem tak. W dzieciństwie najwięcej. Aktualnie raczej nie.
ES: Czy śniły ci się kiedykolwiek dinozaury?
PZ: Taaaaak. Zjadały mnie. Zazwyczaj jakaś arena czy coś, ale to tylko w dzieciństwie. Pamiętam, że uciekałem z areny, po jakichś oponach się wspinałem wokół areny, albo że całe stado dinozaurów biegło i się kryłem.
ES: Widziałeś tyranozaura?
PZ: Tak.
ES: Jakie odczucie?
PZ: Tylko nie wiem, czy to nie z powodu filmu park jurajski. Ogromny i straszny. Zjadał mnie. Wiele razy i się budziłem. Potem już wiedziałem, że mnie zje i się obudzę.
ES: Ciekawiłoby cię pośnić w tym temacie?
PZ: Jasne.
Pytanie przed pierwszym snem wspólnym: Kto/co stoi za postacią tyranozaura ze snów?
Jola nie zna pytania.
ES: sny z nocy 1.VII. 2018
Od razu poczułam jego bliskość. Co za potworność! Byłam w lekkim śnie, właściwie półśnie, dlatego udawało mi się trzymać dystans. Prosiłam też o ochronę wszystkie moje aspekty, czachulca i odmówiłam kilka razy modlitwę pańską, która mnie zawsze uspokaja. Panowała ciemność, pustka, zniszczenie, groza, cienie, wszystko atrybuty Pola umarłych koni, poziomu Nicości na granicy 8/9. Trudno oddać to, co czułam. Były to zmienne nastroje, podminowane paniką mojego „zwierzątka podświadomości” i jednocześnie chęcią przyjrzenia się grozie bliżej i panowania nad sobą. Lękałam się też trochę o współspaczy, może niepotrzebnie wkręcam niewinnych ludzi w taki ponury i, a nuż niebezpieczny temat? Potem weszłam w głębszy sen.
Pamiętam jakąś pochyloną upadającą instalację, była lekka, jakby z plastiku w pastelowych barwach jasnej żółci, pomarańczu i błękitu, przypominała regał z półkami, na których były okrągłe wgłębienia, jak na talerzyki czy kubki, poplamione nieco jakimiś rozlanymi nieczystymi płynami. Akcja toczyła się we wnętrzu mojego domu, który był inny, niż w rzeczywistości i ciemny w środku. Jakiś młody mężczyzna [przewodnik snu] nagrał wideoklip [taśma pamięci], a nic nie pamiętałam. Poprosiłam go, aby odtworzył i przypomniał mi, w czym brałam udział. Powróciłam w ten sposób do czasu, gdy grałam w siatkówkę z drużyną przeciwną. Nie grało się piłką, ale liściem czerwonej kapusty, który był właściwie siny, ciemnogranatowy. Odbijało się go nie rękami, ale trzymaną w ręku pałką w kształcie dużej drewnianej warząchwi [Karma]. Liść był lekki, zwiędły, ja niezbyt silna, uderzałam w nadlatującą kapustę, ale ona nie leciała prosto za siatkę, tylko jak to liść unosiła się w górę i opadała bezwładnie obok. Nawet, gdy udało mi się ją kilka razy trafić, to i tak upadła po naszej stronie boiska. W końcu przy ostatnim gemie dramatycznie chwyciłam nieprzepisowo ów liść i przerzuciłam go rękami za siatkę. Za siatką rozpoznałam w jednej z przeciwniczek dawną znajomą (homoseksualistkę-artystkę), uśmiechającą się z przekąsem na te moje wysiłki, była już starsza i brzydsza, niż ją pamiętam z jawy. Wstrząsnęło mną to, bo była to osoba, która nie cierpiała mojego „determinizmu” i poddawania się „woli gwiazd”, zamiast uporczywie szukać szczęścia wbrew niej. I nagle śpiąca z głową w dole prawej stronie (lekko za mną) Ekranu Snu moja domowniczka zaczęła się wybudzać z tego wideoklipu. Było w niej teraz coś gadziego (pokrewnego z grozą tyranozaura), ponurego, okrutnego, bezwzględnego. Powiedziała coś szybko przez sen, ale nikt nie zrozumiał co. Tym bardziej ona natychmiast to zapomniała, albo nie była tego w ogóle świadoma. Przez chwilę zdawało mi się, że przez jej usta padła obietnica, że wywlecze mnie na 13 metrów za dom w samych skarpetkach i tak zostawi. Zmroziło mnie to, ale we śnie zdawałam sobie sprawę, że nałożyły się warstwy świadomości i nie wiadomo co jest czym i czego dotyczy, i z jakiego czasu pochodzi.
Potem znalazłam się z innym młodym mężczyzną w jakimś wnętrzu. Pomyślałam od razu, że to Paweł. Odnawialiśmy pusty pokój pomalowany na biało. To miała być nasza pracownia. Trzeba było najpierw przetrzeć zabrudzenia na ścianie, poznaczonej czarnymi rysami i zadrapaniami, aby ją znów pobielić. Robiliśmy to każde w innym rogu pokoju. Nagle doszliśmy do jednej konkluzji. Spod białej farby zaczęło się wyłaniać czarne tło, poznaczone białymi liniami drobnych napisów, robionych jakby wydrapanymi kreseczkami/rytami. [Tak się śnią tzw. klątwy rodowe, negatywne zapisy w kodzie genetycznym rodu rzutujące na fatalne wydarzenia w życiu]. Poczułam myśl Pawła, że to jego pamięć dawnych egzorcystycznych zainteresowań i wnętrze zostało stworzone pierwotnie przez jego mistrza-czarnego maga. Nie została usunięta, ale tylko zamaskowana!
– Spierdalajmy stąd! – wykrzyknął i uciekliśmy stamtąd jednocześnie.
Zasnęłam jeszcze raz przed porą wstania. Pamiętam tylko siebie i Pawła we wnętrzu niewielkiego namiotu foliowego (cieplarni) w kształcie piramidy [matrix]. Konstrukcja była z cienkich drewnianych prętów, folia stara i słabo prześwitująca, taka tymczasowa szopka obliczona ledwie na kilka sezonów trwania. [Materiały minusowe, podróbka].
Wstałam nieco rozbita emocjonalnie, rozchybotana. To po pewnym czasie zwykłej codziennej pracy unormowało się.
Ten sen ma różne warstwy znaczeniowe. W najprostszej zapowiedział konflikt w życiu osobistym, (atak destrukcji, na szczęście opartej na fałszywej przesłance jak to film, wydarzył się z ogromną mocą kilka dni później) i zachwiał mocno moim poczuciem stabilizacji. Rozbudzając depresyjne wnioski z dotychczasowego życia, że poddałam się bezwładnie okolicznościom, zamiast walczyć o swoje i odparowywać odważnie ciosy i zarzuty.
W innej warstwie ilustruje sposób przegrywania ogólnie rzecz biorąc. Mówią ci na starcie, że jesteś be, nie mieścisz się w standardzie, że trafisz za to, kim/czym jesteś, co czujesz i co robisz do piekła, bo Bóg tak powiedział, albo obyczaj czy tradycyjne prawo odrzuci cię na margines społecznego bytowania, opluje, wyśmieje, wydrwi albo ukamienuje. I popadasz w zmieszanie, zwątpienie, autodestrukcję, niewiarę w swój potencjał i postawę, wybory i decyzje. Wzmacniasz tym byt „zła osobowego” i trudzisz się bez sukcesu albo bez satysfakcji. Tracąc dojście do źródła mocy w sobie, okradziona/y z energii. Na tym polega ziemska rozgrywka, igranie z „potępieniem wiecznym” i poddaniem się losowi, określonemu przez mniemanie większości.
Jednak był to sen na życzenie, mający zawierać odpowiedź na zadane pytanie. Dlatego znaczenie dywinacyjne i psychologiczne/psychoterapeutyczne znalazło się w nim przy okazji.
Ta sama treść rozpatrywana topograficznie mówi: Tyranozaur (czymkolwiek/kimkolwiek jest owa istota śniąca się pod tą postacią) buszuje na poziomie 8, jako niszczyciel, strach i śmierć. Dotarł tam jako kontroler. Kiedy się tam pojawił instalacja światów zachwiała się. Wielu upadło ze swych zdawało się – stałych i wygodnych pozycji. Istoty z Nieprzejawienia prowadzą niejedną grę, przerzucając na siebie winę (liść kapusty w kolorze „zła osobowego”, kapusta jest warstwowa, więc chodzi o fragmentaryczną świadomość ciała 1-5, popadającą w iluzję tego lub owego, potępioną przez prawo – czerwień i wepchniętą w minusowość – kolor granatowy, przez co musi powtarzać doświadczenia w Małej Karmie) i igrając z potępieniem, które jest urojeniem patrząc z wyższych poziomów. Jedna ze stron wykazała bezwład – dała sobie odebrać na jakiś czas pewność swego, co spowodowało, że zachwiała się równowaga, choć w ostatniej chwili zerwała z przyjętymi zasadami, by jednak mimo wszystko wygrać rundę. Odtworzenie minionego czasu z taśmy video to pętla czasowa, czyli informacja o zamkniętym/odizolowanym świecie, w którym świadomość kręci się deterministycznie w kółko, i musi zdobyć się na nadzwyczajny wysiłek, aby się z niego wydostać. Tyranozaur zapowiedział (opętując świadomość teraźniejszą – nie ma więc mocy pojawić się osobiście – stamtąd, gdzie tkwi, w przeszłości, stąd film we śnie), że dotrze aż do zwierciadła (13) i przepędzi boskich graczy (homoseksualistka=androgyn) zostawiając ich w materii (skarpetki) bez pomocy odgórnej. Może być zatem formą cienia Stwórcy, który chce przejąć dyktat w tej grze. Najstraszliwszą maską Boga. Mój cień ze snu, opętany przez przypomnienie jakiegoś aspektu duszy, który w minionym cyklu brał udział w grze po stronie gadziej, zdradził zamiary tamtej istoty/rasy.
Znajdujemy się w świecie, którego zasady są zdominowane przez ciemność i podyktowane przez gadziego kontrolera. Można się łudzić, że wystarczy myślenie pozytywne/praktyka duchowa i oczyszczająca, aby przestawić rozwój w materii i oczyszczonym ciele 1-5 na dobre i pomyślne tory, zmienić przeznaczenie i osiągnąć stan wyzwolenia. Odkrywamy, że tak nie jest. Że światło zostało zmanipulowane i odcięte od źródła nawet na wysokim poziomie (biel to poziom Nadduszy), w świecie przejawionym jest pozorem, zakrywającym prawdę budzącą paraliżującą grozę (czerń jest barwą Nicości i granicy 8/9, przejścia przez śmierć w Poza-czas). Tego biegu spraw strzeże jakaś stara klątwa, umowa między światłem i ciemnością (barwy były zrównoważone – na czarnym tle białe napisy, na białym – czarne). Naszą siłą jest uświadomienie sobie tego i ucieczka w porę. Skąd? Z materialnej przestrzeni, obwarowanej fatalnym przeznaczeniem nie do przezwyciężenia od wewnątrz. Nim krwiożercza bestia zaatakuje w zgodzie z umową odgórnych potęg. Być może ów zryw i świadomość mają się zrodzić dokładnie w chwili, lub tuż przed atakiem (czymkolwiek on ma być) tyranozaurusa rexa, czyli króla tyrana dinozaurów?
Foliowa piramida/ uosobienie systemu doskonalenia, nietrwała drewniana-minusowa i przemijająca konstrukcja mówi, że Czas zakłamanej Wiedzy o świecie się kończy. Czas jest bliski. Iluzja pryśnie (a raczej się rozsypie, jak słaby tymczasowy stelaż).
A jakże, szukałam informacji w tekstach Jarka Bzomy. Znalazłam to, co u wszystkich, filozofów, buddystów, zenowców, psychologów głębi i psychiatrów. On nie śnił dinozaurów. (Zdaje się, jest nas śniących o nich spontanicznie, stosunkowo niewielu). Dla uzupełnienia wniosków daję wypis na temat zbliżony. A jednak inny, bo mowa jest o humanoidalnej istocie, a nie Zwierzu (tak, muszę wziąć tę hipotezę pod uwagę, że jest tym samym Zwierzęciem/Bestią, o którym opowiada widzenie Jana!).
J. Bzoma: „Przy przekraczaniu Nicości (8/2) najpierw trzeba pokonać nasz największy cień, Czarnego kolosa (8/1), którego uosabia się z Diabłem czy demonem. To najdłuższy cień, jaki stworzyła nasza ludzka świadomość pod przewodnictwem duszy indywidualnej, uwięziona w Małej (1-5) i Wielkiej (6-8) Karmie. Często jego, czyli naszym przewodnikiem jawi się biały lub czarny pies, pojedynczy z jedną głową, nie tak jak strażnik granicy 5/6 trójgłowy lub trójosobowy Cerber. To Nigredo i Albedo. Pojawiają się albo jeden albo drugi. Albo nas wprowadzają w głąb Nicości 8, albo nas odganiają. Oczywiście czarny dryblas jest naszym odbiciem w niewidocznym stąd zwierciadle, w ścianie Szczeliny 8-12, która stąd wydaje się czarna. Jeżeli uda się nam rozpuścić ów cień pójdziemy dalej.”
Hm, jedynym sposobem na „rozpuszczenie” tyranozaura-smoczego nielota jest dać mu się zjeść. Przejść przez jego gardło i odbyt. Gdzie wtedy trafimy, porażeni największym przerażeniem z możliwych do zniesienia?
Ha, o smoku, jak wszyscy królowie intelektu, też Topograf napisał. Posłuchajmy.
„Smok zapewne odpowiada upadłemu aniołowi, Smokowi Przedwiecznemu, ale to nic innego jak wola zstępująca w Przejawienie, wyłaniająca się ze Szczeliny 8-12, pierwotne byty przejawiające się (dualizm skrzydeł), wychodzącymi z Nieprzejawienia przez bramy Nicości 8/2 (ogień). Z tymi aniołami bywa inaczej, niż nam się wmawia. Najpierw muszą „upaść” w Przejawienie, aby potem „wzlecieć” ku Nieprzejawieniu. Smok, czyli skrzydlaty wąż często bywał utożsamiany z Jezusem, tj. ukrzyżowanym wężem. Alchemicy określali go Merkuriuszem. Umarł i zmartwychwstał, mamy zatem w symbolu smoka-węża/Jezusa-Szatana (czyli Logosa) zawartą całą historię Przejawienia.”
Otóż nie mogę uznać tyranozaura za smoka/węża skrzydlatego, ani upadłego anioła, bo nie ma on skrzydeł w tych snach, wygląda dokładnie tak jak tyranozaur, dziki, obdarzony niesamowitym refleksem, sprytem i instynktem przetrwania, upstrzony barwnymi łatami, biegnący z głosem przypominającym wysoki, częściowo niesłyszalny, paraliżujący gwizd, kłapiący zabójczo zębatą szczęką gadzi potwór. W moich snach był istotą dziką i nieokiełznaną w swojej prymitywnej okrutnej pierwotności. Acz szczelnie zamkniętą do wyznaczonego czasu w przestrzeni zawarowanej i pilnie strzeżonej. Historia Przejawienia jest chyba bardziej skomplikowana, niż streszczona w zacytowanym powyżej zdaniu, a prędkie utożsamienia jednego z drugim mogą wprowadzić czytelnika w pomieszanie pojęć. Być może zresztą o to chodzi owej bestii, która wlazłszy gdzie nie trzeba zaczęła odgrywać w świetle projektora/Zwierciadła (poziom 13) boskie formy Wielkiego Czarnego, Demiurga, Serafina, cienia samego nieprzejawionego Boga. I zwodzić na manowce tych, którzy gną przed nimi kolano. Przynajmniej ja, czytając coś takiego, nie tylko u Topografa, popadam w szczególną czujną ostrożność.
Sny Pawła z tej samej nocy, a raczej poranka:
Jestem w domu, podchodzę do okna, jest noc, widzę na niebie statek ufo! I to dość blisko, nagle zakręca i leci w stronę domu. Wystrzeliwuje coś do piwnicy. Ale nic nie wybucha. Uciekamy całą rodziną do piwnicy. Wchodzą obcy w skafandrach i strzelają, chowamy się. W piwnicy staję twarzą w twarz z jednym z nich. Patrzę mu prosto w oczy, wydaje się być jak bestia, dzikie zwierzę, które można opanować. Wyciągam rękę przed siebie, żeby we mnie nie strzelał. On we mnie celuje. Otwiera kask i wręcza mi broń. Jest po naszej stronie? Początkowo mówię, żeby zabrał broń, bo szli kolejni, którzy, jak zobaczą, że mam broń to nas zabiją, a tylko ten jeden był dla nas miły, strzela do nich. Ja chyba też strzelałem. Coś się podziało i jest walka z ogromną anakondą. Która umie latać.
W drugim śnie: śnił mi się dziadek, który umarł 3 miesiące temu. W śnie wydaje się, jakby żył, tzn. jakby wrócił. Umarł, ale wrócił i jest z nami znowu. Mówił: dlaczego nie chcemy mu pomóc i znaleźć jakiejś innej formy leczenia. Dziadek szukał aparatu do pomiaru cukru, wśród papierów z wynikami badań. Miało być jakieś badanie krwi. Jestem z ojcem jakby w szpitalu. Trzymam ogromną strzykawkę. Ojciec się śmieje, że gdybym nią się wkuł w żyłę, to ją całą przetnę i się wykrwawię – mowa była o aorcie. Pod koniec snu byliśmy smutni licząc na to, że jest szansa, by dziadek znowu ożył???
Piwnica traktuje o czymś z przeszłości. To światy podziemne i minusowe. Zejście do niej jest zstąpieniem do niższego świata, aby się schronić przed skutkami czegoś na niebie. W efekcie wojny w przestworzach 6-8, czyli legendarnej wojny bogów? Jest w nim podłączenie do gadzich istot, niekoniecznie do końca wrogich. Współpraca z nimi zostaje zawarta jakby pod presją innego wspólnego zagrożenia (anakonda). Wąż to postać energii, fali, ale także genetyki, latający, może chodzi o jej możliwości wzbicia się/ewoluowania na wyższe poziomy?
W drugim śnie uosobieniem tej umarłej pamięci/zakończonej fazy doświadczenia jest dziadek. Jego powrót to pętla czasu, świat zamknięty w obrębie koła karmicznego. Cukier oznacza słodycz, miłość, coś odwrotnego do agresywności i złości gadoidów. Uporczywe poszukiwanie sposobu na wejście na wyższy poziom w posiadanej, starej ludzkiej formie. Czyli gra ewolucyjna toczy się od dawna na Ziemi (stąd arena w Pawłowych snach o tyranozaurze) i wraca w powtarzających się cyklach czasu ciągle do punktu wyjścia. Strzykawka symbolizuje chęć wkłucia się w serce (aorta).
„Duchowe serce, mistyczne, a nie organ, to nic innego jak punkt połączenia/kauzal 5” – pisze J. Bzoma – „ Niektórzy sufi mówią, że to miejsce słodkiej wizji, brama boskiej miłości, większość sufich jednak uważa, że to pole bitwy dwóch armii”.
I jeszcze: „Serce z poziomu 8/3 zamknięte, lub otwarte dla poziomu 7/7+ równa się zgodzie, albo jej brakowi przy wstępowaniu w Szczelinę Nieprzejawienia 8-12. Gdy pełne krwi to doświadczenie spotkania z Czerwonym <10.” Czyli z Panem Wielkiej Karmy.
Dziadkowi nie zależy na tym spotkaniu, czyli w poprzednim cyklu chciano kwestię krwawej ofiary ominąć i przezwyciężyć przeznaczenie naszego świata określone przez Wielką Karmę. Smutek jest zastanawiający. Czyżby ktoś chciał/lub już podjął znowu próbę wskrzeszenia czegoś z przeszłości? Co nie wykazało się stosowną dozą empatii i zostało wykasowane w minionej erze?
PZ: Tak sobie myślę. O tym, że są to gadoidy, to już wcześniej wiedziałem. Generalnie w wizji przed zaśnięciem widziałem jakby naukowców, którzy kreowali ten sen w jakimś stopniu, jakby tego tyranozaura sami specjalnie ustawiali. Żeby coś osiągnąć.
Ten wąż mnie ciekawi bardzo. Chyba zapytam o niego dziś w nocy, bo oni wszyscy z nim walczyli, byli tam też inni ludzie. To wyglądało, jakby go nie chcieli wypuścić dalej, tego węża. Żeby się nie przedostał dalej, ale spotkanie oko w oko z tym obcym też było ciekawe bardzo. W jego oczach była zwierzęca natura.
Ciekawa jest sprawa z anakondą. Być może to genotyp starych olbrzymich istot, gigantów, biblijnych Nefilim, które zostały wyniszczone z najwyższego polecenia. Jest to w końcu wąż, którego wielkość i długość obrosła w pradawne legendy. Można sobie o nim poczytać choćby w Wikipedii, pod hasłami Sucuriju gigante (anakonda olbrzymia) i Anakonda zielona.
Jarek Bzoma tak wyjaśnia postać węża:
„Wszelkie węże we śnie to reprezentacja przestrzeni Duszy szeroko pojętej 6-8. Tak umysł interpretuje falowód tej przestrzeni, jako wodę/ocean, albo jako węża/węże. Fala nie płynie, tylko stoi. Rozwinięcie Kundalini jest tak naprawdę rozprostowaniem zwiniętej i zaburzonej karmicznie fali tego oceanu. Na poziomie 7, gdzie znajduje się biblijny Raj, może pojawić się we śnie ogromny rajski wąż, z którym spotkanie nie jest przyjemne i budzi wielki lęk. Jest strażnikiem uniemożliwiającym powrót przez granicę 5/6.”
Jeśli był to ów strażnik, to sen traktuje o wspólnym interesie ludzi i gadoidów, tych co zleciały z nieba, (dinozaury drapieżne, według niektórych nie są stricte ziemskim gatunkiem i pojawiły się nagle ni stąd ni zowąd pośród całkiem inaczej ewoluujących ziemskich gadów), uwięzionych w niższej przestrzeni naszej planety. Chcą się wydostać, tak jak my, na poziom, gdzie możliwa jest rajska nieśmiertelność.
Kolejna noc z zadaniem na temat tyranozaura, a raczej teraz anakondy ze snu PZ. Niestety u Pawła i mnie – sny nie na temat. Śniła za to Jola (JM). Przypominam, że nie znała tematu naszego wspólnego śnienia.
JM: Hej. Śniły mi się dzieci w korytarzu, w takim przedpokoju. Biegające, rozrabiające, takie dzikie. Odpowiedź: „takie jak dzieci w wieku przedszkolnym.”
ES: Dużo było tych dzieci, jeszcze jakieś charakterystyczne szczegóły?
JM: Kilkoro. Grupa. Niby razem, ale każde osobno. Tak jak naprawdę przedszkolaki razem w grupie, ale każde w swoim świecie.
ES: Barwy, nastrój…?
JM: Nastrój dzikość. Ściany drewnem obite. Taka boazeria.
ES: Wrażenie ciasnoty, zamknięcia?
JM: Tak. Mało miejsca miały. Obijały się o siebie.
ES: Nie były na to złe?
JM: Tak, raczej nie bardzo wiedziały, w którą stronę biegać. Były takie dzikie i zdezorientowane. Po ścianach biegały nawet. I był półmrok. Nie było jasno, słaba żarówka.
Jola śniła o włączeniu starej świadomości w nowe formy, próbie ewolucyjnego ucywilizowania jej przez wprowadzenie do gry. Korytarze to zwoje mózgowe, intelekt, logika. To też symboliczny labirynt, a więc pułapka karmiczna 1-5. Drewniana boazeria mówi o minusowości, czyli zmierzeniu się z pojęciem zła, bycia złym, potępionym. Ludzkość jest taką próbą stworzenia nowego rodzaju istoty, łączącej w sobie pradawną dzikość i agresywność z mocą rozumu i serca. A raczej mającą zdecydować, w którą stronę rozwoju podąży. Jeśli, oczywiście ukończy wstępne przedszkolne nauki.
18 lipca Paweł znów śnił na temat.
PZ: Byłem na jakiejś wyspie, wędkowaliśmy i ktoś wyłowił niby suma, który okazał się ogromnym aligatorem. Trzymali mu pysk, a potem już nie dali rady i zmienił się w tyranozaura. Wspiąłem się na ogrodzenie wokół wyspy (znowu jakby arena), rozbiłem szybę, zeskoczyłem i zacząłem uciekać przed nim. Mówił, że zawsze będzie mnie gonił, aż mnie dopadnie. Zawsze będzie tuż za mną.
Jak cień. Rodem z przeszłości. Hm, swoista gwarancja wiecznego postępu.
Jarosław Bzoma:
„Cień to poziom 8/1 Nigredo/Albedo, jego wielkie zniekształcenia, które wypełniamy urojeniową treścią indywidualną na każdym z poziomów Świadomości Przejawionej, stąd wielość cieni. Cień jest tej samej płci, co doświadczający jego obrazu. Może śnić się jako postać za plecami, niesiona na plecach, bagaż na plecach, lub jako osoba widziana od pleców okiem śniącego stojącego z tyłu za nią (wtedy to opętanie przez cień lub głodnego ducha). Jak zwykł mawiać Jung; im bliżej Źródła Światła, tym rzucany przez nas cień staje się potężniejszy, oczywiście urojeniowo. To nic innego, jak osobista karma czyli forma, która nas tu organizuje, póki nad nią nie zapanujemy.”
Zamieściłam na Transwizjonie „Opowieść Ogrodnika”, żeby przekazać sprawę tyranozaura z moich snów. Przemyka tam jako cień rzucany z zewnątrz na zasłonięte okna pałacu Ogrodnika (w którym było centrum zarządzania). Nie był humanoidem, ani nawet skrzydlatym smokiem. Czyim więc mógł być cieniem?
Nie jest to jedyny sen o nim, ani jedyne opowiadanie napisane na bazie przekazu we śnie. Postaram się istotne fragmenty tych dalszych opowieści dać z czasem na blogu. Rzucą pewnie więcej światła na tę historię, na dzieje świata, w którym wszyscy w końcu tkwimy i choć jest on ponoć iluzją, i nasze cielesne i osobowościowe formy też są iluzją, to jednak warto może odkryć co jest w naszych przekazach i snach baśnią, co symbolem/przenośnią, co skrótem myślowym/informatycznym, co absurdalnym przedmiotem wiary, i jak się miały ha, iluzyjne fakty do jakże iluzyjnej prawdy. Jeśli progresywne śnienie nie pomoże znaleźć tej odpowiedzi, to już tylko wypada nam uruchomić wehikuł czasu i przenieść się w pradzieje Ziemi, aby poznać rzeczywistość i rzeczywiste przyczyny obecnych kłopotów ludzkości.
PZ: Hmm, ciekawe. Fajnie się czyta. Wychodzi na to, że tyranozaur to pierwotna dzika i „zła” energia, którą ciężko ujarzmić i teraz znowu na ziemi mamy szansę zmienić tego dzikiego zwierza wewnątrz planety i pójść w stronę braterstwa, jako planeta. A skubaniec mnie gonił nawet poza areną we śnie! [Potwierdzenie, że dotarł aż do granicy 8/9! i sterroryzował wyższe istoty jako pan czasu] On jest częścią naszej natury w takim razie. Albo tym, co trzeba zmienić, krzyżując z naszą wrodzoną naturą?
23.VII.2018 PZ: Hej, tyranozaur znowu mi się śnił. [Przy okazji innej intencji, którą sobie zadał i która brzmiała:] Jaki jest poziom urzeczywistnienia Namkhai Norbu?
Czogjal Namkhai Norbu – ur. 8.XII.1938 w Derge we wschodnim Tybecie (Kham), buddyjski nauczyciel przekazujący nauki Dzogczen i Anujogi. [Wikipedia]
Pomijam tu pierwszy sen, który odpowiedział na to pytanie, jako będący nie na temat. Zainteresowanych poziomem urzeczywistnienia mistrza i porównaniem go z Tenzinem Wangyalem Rinpocze odsyłam bezpośrednio do Pawła. W następnych snach – można powiedzieć – Namkhai Norbu osobiście zaszczycił nas pomocą w zrozumieniu badanej kwestii!
PZ: Wczoraj śniłem, że Namkhai Norbu zabrał nas na wyprawę w góry. Był naszym przewodnikiem. Wyglądał na takiego, który robi to od lat, urywał nam zbędne dyskusje i wyruszyliśmy w drogę wchodząc pod lekką górkę. Chciałem nazbierać grzybów, po lewej stronie ekranu śnienia był las. Niestety, Namkhai Norbu skarcił mnie delikatnie, że nie mamy czasu na takie odstępstwa od wędrówki. I nikomu te grzyby nie są potrzebne, tylko przez nie stracimy czas i nie dotrzemy do celu w wyznaczonym czasie.
Dziś. Poprosiłem moją duszę, by udała się do Namhkai i zobaczyła jego najskrytsze myśli, których nikt nie zna. Podczas wyrażania intencji miałem wrażenie ruchu i jakbym wskoczył w pole auryczne mistrza. Zasnąłem.
Ktoś wyjaśnia mi, czym jest naturalny stan umysłu, a raczej ja sam. Było nas 2. Obserwator i ja Paweł. Odczuwam ten stan, mówię: kurczę, to nie ma żadnych fajerwerków tylko obecność bez żadnych wyobrażeń typu jakieś jidamy, przestrzenie itd. Tylko obecność, świadomość, ale to piękne uczucie, choć odrobinę inne, niż z medytacji. Widocznie w medytacji sam coś dokładam, a to była czysta natura umysłu (rigpa)?
Byłem z ojcem nad rzeką (Wisła), w wodzie znajdowało się mnóstwo ryb i to różnego rodzaju, w tym nawet kolorowe, tropikalne, spotykane na rafach koralowych. Ryby się nie bały i swobodnie przepływały obok nas, nawet dawały się dotykać rękoma po swoich ciałach. Uznaliśmy z ojcem, że jest to super miejsce na wędkowanie. Tylko na Wiśle trzeba wykupić opłatę za połów.
Brodząc w wodzie do pasa znalazłem żółwia! I to nie żółwia wodno-lądowego, tylko typowego lądowego żółwia, który wyglądał na wyrzuconego przez ludzi. Miał wielkość zaciśniętej pięści. Zabrałem biedaka na ręce i jak się okazało, w żółwiej skorupie mieszkał mały TYRANOZAUR! Który się dość rzucał i chciał mnie ugryźć. Matka przechodząc obok prawie została przez niego ugryziona. Postanowiłem, że zatrzymam malucha i oswoję go, choć rodzice mi to wybijali z głowy. Uznałem, że jak się nie sprawdzi to wstawię post na facebooka, że znaleziono żółwio-dinozaura i czy ktoś przygarnie.
Paweł dostroił się do poziomu Obserwatora, czyli 7. Różnorodne ryby – to różne rasy i cywilizacje z obszarów 6-8 (tropiki, laguny, archipelagi). Wisła to strumień Świadomości ku Przejawieniu w formie ludzkiej (polska rzeka, Polacy w naszych snach to ziemska rasa w ogólności). Żółw – podpora Ziemi, jego skorupa symbolizuje w I-Cing sferę wokółziemską i mapę świata, zatem tyranozaur opanował całkowicie jeden ze światów, „wyżerając go od środka” i choć pochodzi ze sfery małej karmy to „wyrzucony” na czas rozwoju ludzkości znalazł się w przestrzeni wyższej 1-8 (jako zwierz ziemski 1-5 w wodzie 6-8). W skali wszechświata to lokalny ewenement, ale zajęto się nim, usiłując włączyć odizolowaną groźną formę w pole świadomych istot, przyłączyć pierwotną agresję i dzikość do Świadomości. Oswajaniem go mieli zająć się niebiańscy ochotnicy, z własnej nieprzymuszonej woli.
Swoją drogą, jeśli największą tajemnicą nauczyciela buddyjskiego jest wiedza o tyranozaurze, to można zinterpretować nauki buddyjskie pomijające kwestie moralistyczne jako pewien kamuflaż. Motywowany niepotrzebnością skupiania się na grzybobraniu (braniu halucynogenów czyli wchodzeniu w iluzyjne światy po drodze do odzyskania pełnej Świadomości) w zielonym lesie duchowych wyobrażeń, gdyż cel jest gdzie indziej (dalej/wyżej), inny i ważniejszy. Buddyzm nie straszy Bestią, jak chrześcijaństwo, starając się przejść cichaczem mimo, nie budząc niepotrzebnie niepokoju, ani jego źródła. Choć wychodzi na to, że przynajmniej niektórzy urzeczywistnieni mistrzowie o nim wiedzą.
PZ: Zadałem kolejne pytanie: „Co mam z nim zrobić” albo: „co on oznacza”, już sam nie pamiętam.
Jestem na budowie u kolegi, mówi, że zmienił pracę i mu tu dobrze. Rozleniwiony siedział na fotelu – miał właśnie przerwę i opowiadał, że my na nic nie mamy czasu, bo nas wciąga internet, on nawet telefonu nie ma ze sobą i praca mu idzie wyśmienicie i jeszcze do tego ma kupę czasu na relaks.
Wychodzę przed dom, widzę ogromny kombajn, który właśnie skończył żniwa i podjechał, by zsypać zboże do przyczepy. Podchodzę do niego i nie widzę żadnych ostrzy, które cięły słomę. Trochę mi się to wydaje dziwne. Za to z przodu jest pojemnik pełen zboża i różnego rodzaju robactwa oraz pełno węży! Są dość kolorowe, czarno żółte, bądź czarno niebiesko fioletowe.
Kombajnistów było dwóch, jeden łysy. Strasznie się z nich lał pot, mieli poubierane skórzane kombinezony. Byłem zdziwiony, że pomimo takiego upału oni chodzą w skórzanych strojach. Wspominali, że są od rana na tym polu i jedli śniadanie o 12, byli po drodze na pole w sklepie kupując coś do picia i ekspedientka ich strasznie oszukała, bo skasowała im za napoje około 50 zł.
Poszedłem gdzieś dalej i ukąsił mnie w lewą goleń wąż! Był to mały, czarny lub brązowy zaskroniec. Miał wielki łeb i cienki tułów, podobny był do kijanki, po ugryzieniu od razu umarł jak pszczoła. Miał może 10 cm długości, a łeb wielkości pięści. Nagle pojawiło się krzesło, na którym siadłem i trzymałem nogi w górze, by żaden inny mnie nie ukąsił. Siostra wraz ze szwagrem przybiegli mi na ratunek przed wężami, byli zdziwieni, że nie wołałem o pomoc, przecież byli nieopodal. Ułożyli na trawie kilka poduszek, po których przeszedłem. Na podwórku przy domu rozmawiałem z dziadkiem, który mówił, że rana mi się otwiera, ale mam szczęście, że to zaskroniec.
Na spokojnej dotąd planecie, oddalonej od prężnego i nowoczesnego życia wszechświata (internet – wymiana informacji, ewolucja Świadomości) pojawia się coś, co psuje zbiory, pożera je i zmienia/różnicuje genetykę (robaki i węże). Pojawiają się strażnicy – dwóch strumieni świadomości (jeden łysy), pochodzą zza zasłony (poziom 12, ubrania ze skóry) i działają na poziomie 8 (upał), Żniwiarze, Monroe-owscy „zbieracze luszu”. Coś niepomyślnego dzieje się na poziomie 5, nie mogą skończyć pracy, tracą energię i równowagę karmiczną (50 zł). Brak zębów w kombajnie może oznaczać system nie potrzebujący do tej pory ostrych rozwiązań, cięć, zbyt łagodny, aby sobie poradzić z pasożytami. Zaskroniec nie jest jadowity, ale jest gadem. To może jakiś rozłam w gadzich rasach? Niektóre ofiarnie (jak pszczoła) posłużyły do połączenia swojej krwi z krwią wizytujących istot, które w ten sposób poczuły się bezpieczniej i rozsiadły się w ziemskiej przestrzeni (krzesło) zasiedlając i oswajając ją niejako (poduszki to zabezpieczenia przed zimnem, ciepło, anty-minusowość), strzegąc także zasad duchowego rodzaju (uniesione stopy nie dotykające ziemi). Połączenie z gadzią bezkrwawą rasą bywa przykre i bolesne dla niektórych, ale nie jest tak straszne, jak atak drapieżnego tyranozaura. Poza tym, są to atawizmy psychiczne z dalekiej przeszłości, której warunki i formy wymarły. Sposobem ich przezwyciężenia jest osiągnięcie stabilnego stanu umysłu i ze świadomością wyrozumiałe znoszenie bólu/cierpienia/niepomyślności, którego źródłem jest negatywna karma. Pojawia się też myśl, że ugryzienie tyranozaura, a nie tylko zaskrońca przynosi o wiele gorsze skutki. W rodzaju trwałego pozostawania w dolnych światach przejawionych? piekłach? A może wyrzucenia świadomości w czas początku i rozpoczynanie ewolucji od nowa? Hm, przyzwoity buddysta o wiecznym potępieniu z pewnością nic nie powie, ani nawet pomyśli.
PZ: Obudziłem się i poprosiłem o wprowadzenie mnie w ten stan przez Namkhai Norbu, bądź przez jakiegoś innego mistrza.
Śnię, że jestem na wycieczce, zwiedzamy jakiś obszar, jest to park zabaw? Są tam różnego rodzaju nowoczesne technologie, zabawki dla dzieci. Maszyny robiące maskotki itd. Moja dziewczyna chciała już iść, ale ja jeszcze zostałem, robiąc zdjęcia pięknych widoków. Przy fotografowaniu zauważyłem, że cała ta posiadłość jest jakby na ruchomej platformie i obraca się w lewo względem terenu, który tworzy tło! Przedziwne!
Moja dziewczyna gdzieś zniknęła i pojawili się moi koledzy. Chcieliśmy wracać, ale właściciel posesji nas zawrócił i zaproponował nam coś do zwiedzania. Zwiedziliśmy i znów chcieliśmy wrócić do domu, ale właściciel i jego pracownicy zaczęli być dziwnie stanowczy, byśmy jeszcze zostali na kolacji.
Zaczęliśmy jeść, ja zjadłem tylko odrobinę po czym przekazałem kolegom, żeby się wstrzymali, bo w jedzeniu są narkotyki! Zaczęło do nas przychodzić i kręcić się wokół mnóstwo pracowników, którzy piekielnie bali się szefa. Jeden z kolegów zjadł za dużo i był kompletnie naćpany, ja odrobinkę, ale czułem lekko objawy i zacząłem uciekać. Wyskoczyłem poza platformę, ale złapali mnie wojownicy od właściciela. Którzy chcieli mnie wręcz zabić! Byli w tubylczych strojach, spódnicach z liści. Mieli w ręku dzidy. Jak się okazało właściciel chciał, byśmy tam byli jak najdłużej, byśmy zostawili wszystkie pieniądze jakie mamy!
Początkowo mogliśmy odejść, ale im dłużej tam byliśmy, tym szef mniej był skory do pozwolenia nam opuszczenia jego świata, bo miał same zyski z nas!
Obrót w lewo – wir cofający Świadomość w czasie. Zapewne Paweł uległ złudzeniu, będąc w nieruchomym centrum widział świat obracający się w prawo. Narkotyki wprowadzają ją w coraz większą iluzję. Która wydaje się być na rękę szefa, Boga – bo to on jest przecież właścicielem centralnej posiadłości, ale który dla uczestników zaczyna grać rolę odwróconą, tj. istnego piekielnika, można w nim wyczuć kogoś strasznego, jak tyranozaur, który się nie pojawia osobiście, ale ma swoje sługi – działa zza zasłony? Dzicy ludzie to pierwotna prymitywna energia rodem z przeszłości, wyznawcy Zwierza uzurpującego miejsce i rolę boskiej istoty, który ma ambicję ujarzmić najwyższą Świadomość i stać się jej panem. Żąda ofiary z ludzi o wyższej/innej świadomości.
Kreator tego przejawienia nie chce wypuścić aktorów, którzy w nim utknęli wyżej. A może ich świadomość tak uległa złudzeniu, że zaczynają widzieć w Stwórcy bestię? Przedarcie się przez iluzję i strach, jaki budzi utrata przejawionej formy dla umysłu, wydają się wręcz niemożliwe. Jeśli nie zgodzić się świadomie na zostanie ofiarą/złożenie ofiary ze swego iluzyjnego życia. Nie ma z tej iluzji innego wyjścia.
Ot, nauczyciel pozwolił Pawłowi zjeść znalezionego w lesie grzyba.
Jarosław Bzoma „Czy Bóg jest zbiorem wszystkich Dusz?”:
„Obrót w prawo powoduje powstawanie czasu i przestrzeni. Wszechświat musi wirować w prawo i to ten ruch jest przyczyną powstania wszystkiego, co powstało. Dlatego Hindusi mówią o ubijaniu masła przez Boga w czasie stworzenia świata. Materia „wykrzepia się”/„koaguluje” w czasie ruchu wirowego Nieprzejawienia dokoła osi. Wtedy też powstaje czas i przestrzeń. Rdzeń jest w samym środku obrotu wszechświata. Tu powstaje pierwsza materia (Wielki Wybuch) i rozprzestrzenia się, „ciągnąc” za sobą przestrzeń. Ruch jest warunkiem podziału na postrzegającego i postrzegane, do tego właśnie „potrzebuje” czasu i przestrzeni aby wlec z opóźnieniem obwodu względem centrum. […] Wir, który obraca się w prawo, jest kobiecy, rodzi wszechświaty. Stan, Centrum, względem którego wiruje Nieprzejawienie, jest Bogiem. Względem Wiru obraca się pozornie w lewo. Albo odwrotnie, to Wir obraca się pozornie w prawo, bo Centrum wiruje w lewo. To nie do ustalenia, bo to jedynie iluzja obserwującego ten ruch „z zewnątrz”. Kiedy wiruje w lewo czas się „cofa”, a przestrzeń kurczy. Kiedy Wiry się znoszą w Punkcie Źródłowym mamy do czynienia ze Źródłem w stanie potencjalnym. Siłą rzeczy ta pozorność ruchu wnętrza i zewnętrzna powoduje, że zawsze obydwa ruchy są identyczne i sobie równoważne! A ich stan równowagi jest wieczną teraźniejszością.
Ruch w prawo wydobywa. Ruch w lewo pochłania. Gdyby ruch został zatrzymany, Świadomość przestałaby być świadoma samej siebie, czyli przestałaby być sobą. To dziwne, ale wydawałoby się, że końcem ruchu nawet takiego równoważącego się jest bezruch, ale bezruch można spostrzec jedynie względem czegoś co się porusza!”
Warto też zajrzeć do świętej Księgi Majów Kicze „Popol Vuh”, gdzie – jak domniemam – opisano przebieg ziemskiej gry od początku do końca (tego, który jest jeszcze przed nami-więźniami czasoprzestrzeni), a w niej pojedynek z zarozumiałą istotą uzurpującą sobie rolę bycia światłem stworzenia w czasach, gdy „nie było jeszcze widać słońca i księżyca”. Tu znajduje się w necie moja nader prosta (darujcie, ale zapisałam ją prawie 20 lat temu) próba wyjaśnienia tego starożytnego zapisu, czyli przetłumaczenia mitu z języka snu na język jawy.
Tak, zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek… 😉 Drapieżne dinozaury w snach oznaczają też terror, terroryzm, korporacje „niszczące Ziemię”, tyranię systemu, fanatyzm, rasizm, dziki kapitalizm, totalitarny ucisk, niszczącą wojnę, masowy strach prowadzący do zezwierzęcenia. Tyranozaur oznacza przede wszystkim apokaliptyczną Bestię i koniec czasów, a zatem przeznaczenie/fatum, jak i samospełniającą się przepowiednię. Sterowanie umysłami poprzez sianie strachu. Z innej strony patrząc uosabia boską nieokiełznaną moc, źródło niszczącej energii, które nie poddaje się kontroli rozumu, pierwotny instynkt przetrwania, a zatem wolę życia przezwyciężającą śmierć. Pojawia się tyle pytań przy każdej z tych konkluzji, że może lepiej pomodlić się znowu o uświadamiający sen?